Jan Baptysta Quadro, architekt pochodzący z Lugano (dziś miasto we włoskojęzycznej części Szwajcarii). Zawdzięczamy mu poznański Ratusz. Pojawia się w mojej powieści „Dwunasta warstwa”. Jego postać możecie poznać bliżej na wystawie w Muzeum Literackim Henryka Sienkiewicza, na Starym Rynku w Poznaniu, w kamienicy, która kiedyś należała do Quadro, a którą stracił. Dlaczego? Wystawa odpowie na to pytanie, a ja przedstawiłem własną wizję.
(…)
„Na kryształowej ścianie wyświetliła się druga postać, którą Florencja skądś znała. Włosy do ramion, wysoki kapelusz, długi płaszcz przewieszony przez ramiona, smukła regularna i spokojna twarz, w ręku starożytne przybory do pisania i rysowania.
− Jesteś Jan Baptysta Quadro. – Przypomniała sobie, że widziała tę rzeźbę osadzoną w narożniku kamienicy między Starym Rynkiem a ulicą Zamkową, w świecie cyfrowych fotografii.
− Giovanni Battista di Quadro we własnej osobie, a właściwie jej wspomnieniu – potwierdził. – Czy wiesz Florencjo, że pochodzimy z tego samego narodu.
− Narody wymieszały się dawno temu – poinformowała.
− Może to i dobrze. Już w moich czasach ludzie podróżowali po całym kontynencie, chociażby ja. Zakotwiczyłem w tym mieście.
− Zaprojektowałeś ten piękny Ratusz. – Cardiff wyraził swój podziw.
− Dzieło mojego życia – rozmarzył się Quadro. – Szkoda, że już go nie ma – dodał ze smutkiem. – Zaprojektowałem również budynek Wagi Miejskiej, kamienice na Starym Rynku. Nie o tym jednak chciałem mówić. Posiadałem kiedyś twój Ametyst. Podarował mi go jeden z rajców miejskich, kiedy podpisałem z władzami Poznania kontrakt na przebudowę Ratusza. To była połowa szesnastego wieku. Mówił, że to na dobry początek, i miał rację. Nie mogłem narzekać, realizowałem swoje projekty, kształtowałem miasto, zostałem architektem miejskim. Zgromadziłem okazały majątek, miałem swoje kamieni-ce, łaźnię i winiarnię. Wiodło mi się, byłem spełniony zawodowo i materialnie. Sądziłem, że zapewniłem sobie spokojną i dostatnią starość. Kończąc działalność zawodową, podarowałem Ametyst jednemu z urzędników miejskich. Taki gest człowieka, który wszystko ma. Od tego momentu opuściło mnie szczęście, popadłem w kłopoty finansowe. Straciłem swoją fortunę. Mu-siałem wynieść się ze Starego Rynku i wprowadzić się do skromnego mieszkania przy ulicy Masztalarskiej. Zmarłem w zapomnieniu. Popełniłem błąd, pozbywając się Ametystu. Lepiej już było podarować urzędnikowi jedną z moich kamienic. Nie oddawaj nikomu Ametystu, Florencjo. Pilnuj go.”
„Na kryształowej ścianie wyświetliła się druga postać, którą Florencja skądś znała. Włosy do ramion, wysoki kapelusz, długi płaszcz przewieszony przez ramiona, smukła regularna i spokojna twarz, w ręku starożytne przybory do pisania i rysowania.
− Jesteś Jan Baptysta Quadro. – Przypomniała sobie, że widziała tę rzeźbę osadzoną w narożniku kamienicy między Starym Rynkiem a ulicą Zamkową, w świecie cyfrowych fotografii.
− Giovanni Battista di Quadro we własnej osobie, a właściwie jej wspomnieniu – potwierdził. – Czy wiesz Florencjo, że pochodzimy z tego samego narodu.
− Narody wymieszały się dawno temu – poinformowała.
− Może to i dobrze. Już w moich czasach ludzie podróżowali po całym kontynencie, chociażby ja. Zakotwiczyłem w tym mieście.
− Zaprojektowałeś ten piękny Ratusz. – Cardiff wyraził swój podziw.
− Dzieło mojego życia – rozmarzył się Quadro. – Szkoda, że już go nie ma – dodał ze smutkiem. – Zaprojektowałem również budynek Wagi Miejskiej, kamienice na Starym Rynku. Nie o tym jednak chciałem mówić. Posiadałem kiedyś twój Ametyst. Podarował mi go jeden z rajców miejskich, kiedy podpisałem z władzami Poznania kontrakt na przebudowę Ratusza. To była połowa szesnastego wieku. Mówił, że to na dobry początek, i miał rację. Nie mogłem narzekać, realizowałem swoje projekty, kształtowałem miasto, zostałem architektem miejskim. Zgromadziłem okazały majątek, miałem swoje kamieni-ce, łaźnię i winiarnię. Wiodło mi się, byłem spełniony zawodowo i materialnie. Sądziłem, że zapewniłem sobie spokojną i dostatnią starość. Kończąc działalność zawodową, podarowałem Ametyst jednemu z urzędników miejskich. Taki gest człowieka, który wszystko ma. Od tego momentu opuściło mnie szczęście, popadłem w kłopoty finansowe. Straciłem swoją fortunę. Mu-siałem wynieść się ze Starego Rynku i wprowadzić się do skromnego mieszkania przy ulicy Masztalarskiej. Zmarłem w zapomnieniu. Popełniłem błąd, pozbywając się Ametystu. Lepiej już było podarować urzędnikowi jedną z moich kamienic. Nie oddawaj nikomu Ametystu, Florencjo. Pilnuj go.”